Był chłodny,
październikowy wieczór. A dokładnie dwudziesta osiem. A Remus wciąż siedział w
bibliotece, próbując napisać tą cholerną pracę domową. Jedną z trudniejszych w
tym semestrze. Do tej pory wymyślił jedynie trzy sposoby obrony przed
Buchorożcami, a profesorka Merrythought żądała od uczniów aż pięciu!
Odnalezienie ich graniczyło z cudem, nawet jak na możliwości Lupina. Właśnie
miał rzucić książką o niebezpiecznych stworzeniach magicznych o ścianę, gdy
spostrzegł Evę Wantson. Evę kocham-ją-bardzo-Wantson. Ach, Remus czuł, że
oddałby wszystko, byle tylko móc wpatrywać się w jej twarz dłużej niż pięć
sekund. Głęboko żałował, że nie miał nigdy okazji zostać z nią dłużej sam na
sam. Nie po to, by ją poderwać, choć Lunatyk szczerze wątpił, że to w ogóle
potrafi, ale żeby porozmawiać. Bez przysłuchujących im się Huncwotów bądź
dziewczyn. Pragnął tylko szczerej rozmowy. Z cichym westchnięciem oderwał od
niej wzrok, powracając myślami do obrony przed czarną magią.
- Skup się, Remus, skup
się! – mruknął do siebie, zawzięcie miętoląc w ręku skrawek papieru.
Po chwili poczuł się
tak beznadziejnie, że mimo woli zerknął w jej stronę. Ku jego wielkiemu
zaskoczeniu, ona również na niego patrzyła. Stała na palcach, sięgając po
książkę na wyższej półce, wpatrując się równocześnie w niego. Lupin już był
gotów rzucić się jej z pomocą, gdy, ku jemu rozczarowaniu, dziewczyna opuszkami
palców wyjęła pożądany przedmiot. Uśmiechnęła się do niego, po czym podeszła do
Dorcas, którą Lunatyk dopiero co zauważył. Eva odwróciła się w jego stronę, z
zamiarem powiedzenia czegoś, gdy wiecznie niecierpliwa Meadowes pociągnęła ją
za rękaw w stronę wyjścia. Remus odprowadził je wzrokiem, powoli zaczynając
żałować, że przyszła tu z przyjaciółką. „Ciekawe co chciała mi powiedzieć…”
pomyślał, opierając głowę o rękę.
- LUNATYKU! – usłyszał
donośny wrzask, przez co o mało nie spadł z krzesła. Wzdrygnął się zaskoczony,
przewracając łokciem kałamarz z atramentem, który rozlał się po całej pracy.
Remus zaklął siarczyście, powodując niesmak na twarzach niedaleko siedzących
Krukonek.
- Oj, a miałem
nadzieję, że mi dasz przepisać – westchnął ten sam głos, tym razem zdecydowanie
bliżej chłopaka, a ten, wbrew swojej spokojnej naturze, naprawdę miał ochotę
rzucić parę klątw na daną osobę.
- Prędzej umrę niż dam
ci coś przepisać – warknął nachmurzony, sięgając po różdżkę, by pozbyć się
większej ilości atramentu.
- Ej, to nie ja
przewróciłem atrament!
- Ale to ty, głupku,
sprawiłeś mi zawał.
- Och, no wiesz,
schlebiasz mi Luniaczku, ale naprawdę nie jestem aż tak przystojny…
- Dupek – skwitował
blondyn, nawet nie zaszczycając spojrzeniem Syriusza.
Black przewrócił
teatralnie oczami, machając przy tym ręką, jakby pokazać wszystkim, że zdanie
Pana Mądrego go wiadomo co obchodzi. Z lekkim uśmiechem nonszalancko zajął
miejsce obok przyjaciela, co nie uszło uwadze wyżej wspomnianych Krukonek. Łapa
obrzucił je pojedynczym spojrzeniem by sprawdzić, czy są godne jego uwagi. Ku
jego radości, obie były ładnymi brunetkami, jedna z piegami na nosie i
zachęcającym spojrzeniu błękitnych oczu, druga z pięknymi ustami. Według niego
miała również czym oddychać. Po krótkim szacowaniu, która będzie dla niego
lepsza, wybrał tą z wydatnym biustem. Uśmiechnął się do niej zawadiacko,
puszczając przy tym oko. Zarumieniła się słodko i spuściła zawstydzona wzrok,
co tylko go zachęciło. Przesiadł się naprzeciwko niej (wyganiając przy tym
jakiegoś pierwszaka, co z kolei Ładne Oczy skwitowały oburzającym spojrzeniem)
i zaczął rozmowę. Już po chwili dał znać którą się interesuje, przez co
niebieskooka, nie zaszczycając żadnego z nich spojrzeniem, zmieniła siedzenie o
dwa miejsca. Znalazłszy się wprost przed Lunatykiem, zaczęła udawać, że czyta
podręcznik. Nie wychodziło jej to jednak zbyt dobrze, gdyż Remus wyraźnie
widział, że jej gałki oczne pozostają w miejscu.
- Nie przejmuj się –
mruknął cicho, skrobiąc coś na pergaminie. Zdziwiona tą wypowiedzą dziewczyna
zerknęła na niego z udawanym niesmakiem, po czym warknęła:
- Niby czym?
- Tym, że mój jakże
empatyczny kolega cię olał.
- Nie twoja sprawa co
zrobił – fuknęła, lecz widać było, że nie chce zakończyć tej rozmowy. Remus
miał już do czynienia z odrzuconymi przez Łapę dziewczynami, które w większości
takich sytuacji po prostu od niego odchodziły. Ta jednak tego nie zrobiła, a
innych wolnych stolików w bibliotece było jeszcze sporo.
- Masz rację, nie moja,
ale pomyślałem, że trochę ci się po tym polepszy.
- Dlaczego miałabym się
niby przejmować jakimś tam chłopakiem? – zmarszczyła brwi ze zdenerwowania, co
Lupin skwitował cichym śmiechem.
- A dlaczego setki
dziewczyn z tej szkoły za nim latają? Z tego samego powodu – bo jest
przystojnym rozrabiaką – blondyn aż skrzywił się na własne słowa. Właśnie
powiedział, że Łapa jest przystojny! I to jeszcze rozrabiaka! On chyba musi iść
do pani Pomfrey.
- Dlatego twierdzisz,
że co?
- Żebyś się nie
przejmowała jego brakiem zainteresowania. Znając go, obie z was brał pod uwagę
i wybrał tamtą…
- Caroline.
- … właśnie, Caroline,
ponieważ miała większe… - chrząknął znacząco – no, wiadomo co.
Dziewczyna ponownie
zmarszczyła brwi, analizując jego słowa. Po chwili kiwnęła głową i uśmiechnęła
się z lekka.
- Ma słaby gust –
powiedziała, zerkając na tę parkę.
- Słucham?
- Och, pomyślałeś, że
ja i ona…? Nie, no błagam, to rozpuszczony bachor, w dodatku nie jest jakoś
specjalnie mądra, dlatego dawałam jej korepetycje. – Pomachała mu książką przed
nosem, która miała tytuł „Transmutacja dla początkujących”. – Nie przyjaźnimy
się czy coś. Nic z tych rzeczy. Myślę, że zerwie z nią w przeciągu tygodnia.
- Aż na tyle liczysz? –
Remus naprawdę się zdziwił, co mimo wszystko wywołało u niego lekki niepokój
zachowaniem jego przyjaciela. James przynajmniej od pewnego czasu przestał
wykorzystywać dziewczyny, czego z kolei Syriusz ani myślał zrobić.
- Mniej?
Lupin przelotnie
spojrzał na chichoczącą Caroline i prawie że obejmującego ją Blacka. Szybko mu
poszło.
- Tak. Obstawiam od
pięciu do czterech dni.
- Znawca, hę?
- Można tak powiedzieć.
- Dlaczego faceci lubią
wykorzystywać naiwne dziewczyny? – spytała, krzywiąc się nieprzyjemnie. Syriusz
już nawet nie starał się ukrywać swych intencji. Udając zainteresowanie,
wskazał na naszyjnik w kształcie niebieskiego kruka, „nieopatrznie” dotykając
głębokiego dekoltu brunetki, na co sama dziewczyna zareagowała kolejną falą
nerwowego chichotu.
- A co ja, psycholog
czy kto?
- Wiesz – uśmiechnęła
się złośliwie. – Lubię pytać u źródła.
Remus uniósł pytająco
brwi, za co oberwał pogardliwym prychnięciem.
- Przecież jesteś
facetem, prawda?
- W większości z nas
siedzi wieczny, mały chłopiec. Jak zapewne wiesz, dzieci lubią się bawić. I
zmieniać zabawki, jeśli są za stare.
- Żałosne. To powinno
się nazywać brakiem dojrzałości emocjonalnej! Albo strachem przed mocniejszym
zaangażowaniem w związek.
- Zgadzam się. – Lupin
bez większej nadziei otworzył kolejną książkę i zaczął przeglądać spis treści.
Dziewczyna przez
dłuższą chwilę także starała się skupić na lekturze, ale widocznie
przeszkadzały jej dziwne i coraz bardziej niepokojące dźwięki, które dochodziły
ze stolika obok. Zaklęła pod nosem i wstała energicznie.
- Nie tak nerwowo,
spokojniej – mruknął Lunatyk, nie podnosząc wzroku. – Wyjdź z podniesioną
głową. Caroline i tak będzie cię katować złośliwymi komentarzami, zostaw sobie
jakąś linię obrony.
- O, mamo… Racja. –
Chciała ruszyć w dalszą drogę, ale zawahała się i odwróciła. - Dzięki za
rozmowę – powiedziała ciepło, a kiedy Remus podniósł oczy zobaczył, że uśmiecha
się do niego słodko. Zrobiło mu się gorąco. Miała naprawdę ładne oczy.
Prawie tak niebieskie
jak Eva.
- Nie ma problemu.
Zrobiła kolejny
niepewny krok, po czym podeszła do niego, lekko objęła i pocałowała w policzek.
Zrobiła to tak naturalnie i tak przyjacielsko, że chłopak zdębiał. Syriusz na
chwilę przestał łaskotać Caroline i wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
- Eee…
- To ja lecę.
I odeszła spokojnie,
zostawiając go z bardzo, ale to bardzo głupią miną.
***
- No, no, no!
Luniaczku, nie spodziewałem się…
- Syriusz. Zamknij się.
- Wiedziałem, że kiedyś
pójdziesz w moje ślady…
- Syriusz.
- Żywiłem niezłomną nadzieję,
chociaż James już dawno zwątpił…
- Syriusz…
- Ale ja zawsze –
powiedział, akcentując znamienne słowo uderzeniem pięścią o otwartą dłoń –
zawsze w ciebie wierzyłem!
- Syriusz, błagam…
- Remusie. Dziś jest
pamiętny dzień. Oto seksowna brunetka o wspaniałych oczach koloru nieba
pocałowała cię! – ostatnie słowa wypowiedział z istnym namaszczeniem.
- Syriusz, do cholery!
- I to PUBLICZNIE! –
wydarł się na cały korytarz. – Zaledwie po PIĘCIU MINUTACH ROZMOWY!
- Syriusz, błagam cię…
- Lupinie, zaprawdę,
powiadam ci…
- Och, przymknij się,
ty durny, zakuty łbie!
O dziwo nastała cisza.
Wracali z biblioteki, a
Remus zaczynał systematycznie tracić cierpliwość. Od momentu pocałunku… Nie,
poprawił sam siebie, nie pocałunku. To można było nazwać co najwyżej buziakiem.
Przyjacielskim buziakiem. A więc, od momentu przyjacielskiego buziaka, Syriusz
co jakiś czas spoglądał na Lupina z szatańskim błyskiem w czarnych oczach. To
nie mogło oznaczać nic dobrego. I nie oznaczało. Kiedy tylko upewnił się, że
Caroline na dobre chwyciła haczyk, przesiadł się do skołowanego kumpla i
patrzył na niego, ukazując cały garnitur śnieżnobiałych zębów. Wyglądał, jakby
Remus przed chwilą wygrał Bank Gringotta łącznie z zawartością i teraz liczył
na podział zysków. Na początku siedział cicho, potem zaczął gwizdać wesoło ( bibliotekarka
posłała mu złowrogie spojrzenie), a na koniec zaczął się śmiać i to tak, że
zrobił się zupełnie czerwony na twarzy ( tym razem pani Craven wyrzuciła ich na
zbity pysk). Lupin także nabrał uroczych kolorów piwonii, ale z zupełnie innych
powodów.
Przesłuchanie zaczęło
się w momencie wyjścia na korytarz, który ( Bogu dzięki! ) był już niemal
zupełnie pusty.
- Ok. – Głos Blacka
brzmiał poważnie. – To o co chodzi z tą brunetką?
- Syriusz – wycedził – czy
z łaski swojej mógłbyś się w końcu…
- Ej, spokojnie! Dobra,
musiałem się z ciebie ponabijać, nie wybaczyłbym sobie, gdybym ominął ten
istotny element. W końcu, wybacz druhu, ale ostatnio zbyt wiele dziewczyn nie
kwapi się, aby posyłać ci całusy na prawo i lewo. – Brunet wytrzymał miażdżące spojrzenie.
–Ale teraz, Lunatyku, pytam poważnie. Serio spodobała ci się ta dziewczyna?
- Nawet nie wiem jak ma
na imię – odparł poirytowany.
- Nie pytam o imię.
Pytam, czy czujesz do niej… hmmm, jak by to określiła nasza prześliczna
Dorc...?
- Przeważnie jak jej
się ktoś podoba, to zaczyna kląć jak szewc – rzekł i uśmiechnął się pod nosem.
- Racja. W ogóle,
widziałeś ją dzisiaj?
- Tak, poszła gdzieś z
Evą. Czemu pytasz?
- Tak po prostu.
- Aha.
- Co „aha”?
- Nic. A co ma być?
- Jakoś dziwnie to
powiedziałeś.
- Za dużo spędzasz
czasu na uganianiu się za dziewczynami. Zaczynasz mieć trzy tysiące podtekstów
do jednego zdania. Zupełnie jak one.
- I tak ganiam za nimi
mniej niż kilka lat temu – stwierdził, wzruszając ramionami. – Ale nie zmieniaj
tematu. Spodobała ci się?
Remus westchnął ciężko.
- Nie w tym sensie.
Rozmawialiśmy, podbudowałem ją po tym, jak zająłeś się jej wydekoltowaną
znajomą i tyle. Nic więcej. Ten buziak był podziękowaniem.
- I zapewne formą
taktyki. – Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Taktyki?
- No wiesz. Chciała
wyjść z podniesioną głową.
- Powiedziałem jej to
samo.
- Ano, sam widzisz. –
Syriusz nareszcie zaczął mówić normalnym tonem. Spojrzał na kumpla
przenikliwie. – Swoją drogą, ulżyło mi.
- Co? – zdziwił się
Lupin.
- Ulżyło mi. Stary, nie
obraź się za to, co zaraz powiem…
- Oho – mruknął pod
nosem. Syriusz miał w zwyczaju przepraszać rozmówców tuż przed obrażeniem ich
lub urażeniem. Albo przed wypowiadaniem głębokich prawd egzystencjalnych po
pijaku.
- … ale nie podobałoby
mi się, gdybyś umówił się z tą dziewczyną.
Remusa dosłownie
wmurowało w podłogę.
- Czemu?
- Z powodu Evy – odparł
Black swobodnie. – Wszyscy wiemy, że się w niej podkochujesz od około szóstej
klasy. Nie, nie, spokojnie, spokojnie! Ona o tym nie wie! – krzyknął
przerażony, widząc, jak kolor twarzy Lunatyka zmienia się z jaskrawej purpury
na trupią bladość. – No, już, oddychaj… Przecież byśmy jej nie powiedzieli,
baranie, myśl logicznie, podobno jesteś od tego ekspertem.
- Zaskoczyłeś mnie –
wychrypiał, ocierając twarz dłonią.
- Zorientowałem się –
mruknął, uśmiechając się kwaśno. – A niech cię szlag, mocno cię trafiło!
Odpowiedziało mu
spojrzenie rozgorączkowanych oczu. Tylko spojrzenie. Black poklepał przyjaciela
po ramieniu.
- W każdym razie, zdaje
nam się… Remus, nie miej takiej miny na tą liczbę mnogą!... Zdaje nam się, a
właściwie wiemy, że do siebie pasujecie. Tylko któreś z was musi zrobić
pierwszy krok.
Lupin wydał z siebie
dziwny, nieokreślony dźwięk. Syriusz wybuchnął śmiechem.
- To nie jest zabawne,
Łapa.
- Owszem, nie jest,
jeśli patrzeć z twojej perspektywy. Ale dla mnie… Cóż, to będzie dość ciekawe.
- Powtórzę twoje słowa,
kiedy sam się… no wiesz… - Język Remusa najwyraźniej przestał go słuchać.
- Tak, tak, wiem.
Cholernie trudno powiedzieć, szczególnie, jeśli to prawda. Kłamstwa są o wiele
łatwiejsze.
Resztę drogi przeszli w
ciszy, pogrążeni we własnych myślach. W końcu doszli do portretu Grubej Damy,
która powitała ich niezwykle opryskliwie.
- Czego tu?
- Przyszliśmy
podyskutować z tobą na temat rozbestwienia młodzieży w dzisiejszych czasach.
Raczyłabyś podzielić się z nami swą cenną opinią? –– Sarkazm wręcz ociekał z
wypowiedzianego przez Blacka zdania.
Dama z obrazu fuknęła
wściekle.
- Przydałby ci się
wykład, ty smarkaczu! – warknęła. – Włóczysz się po nocach a potem co, budzisz
mnie i ja mam ci otwierać?! Za takie pyskówki?!
- O ile zauważyłem, to
nie spałaś.
Gruba Dama zwęziła
niebezpiecznie oczy i otworzyła usta, zapewne aby wygłosić jakąś tyradę, ale
Remus ją uprzedził.
- Lukrowane chochliki.
- A
właźcie w końcu! I żebym już was nie musiała wypuszczać, wy…
Nie
mieli najmniejszej ochoty słuchać reszty monologu.
W pokoju wspólnym było
ciepło i przyjemnie, siedziało tam parę osób, łącznie z Evą, Dorcas i Lily.
James gdzieś zniknął z Peterem, zapewne poszli po kilka kremowych piw z
Miodowego Królestwa. Lupin nagle pociągnął Łapę za rękaw i wyszeptał do jego
ucha:
- Stary… weź nic nie
mów przy innych, ok?
Oczekiwał żartu bądź
kpiny, ale Black tylko uśmiechnął się porozumiewawczo i pokiwał głową. Mimo
wszystko, był świetnym kumplem.