sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział III " Pechowy wieczór Jamesa "

            - Chodźmy do tego powozu, co? – zagadnęła Lily, gdy cała paczka wysiadała z pociągu.
            Po męczącej, acz wesołej podróży, uczniowie zawitali na stację w Hogsmeade. Różnorakie twarze wylewały się z pojazdu. Z łatwością można było wyróżnić pierwszorocznych, których miny wyrażały skrajne zdumienie i jedną, bardzo głęboką myśl: „Co ja tutaj robię?!”. Nad tymi wszystkimi przerażonymi dzieciakami górowała wielka, masywna postać gajowego Hagrida, który z desperacją próbował nad nimi zapanować.
             - Biedny Hagrid – mruknął Łapa, patrząc ze współczuciem na wielkoluda.
             - Ty nie byłeś lepszy od tych bachorów – odparła zgryźliwie Dorcas. Przeszło jej już z torturowaniem włosów Jamesa, aczkolwiek obiecała mu, że to jeszcze nie koniec i dowie się, kto wysłał jej ten durny liścik. A Rogacz, który poznał już temperament panny Meadowes wiedział, że są to jedne z najbardziej złowieszczych słów, jakie mógł w życiu usłyszeć.
             Syriusz w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się szeroko i niemalże nikczemnie.
             - Oooo tak… to były czasy… - roześmiał się nagle tak głośno, że aż kilka głów zwróciło się w jego stronę. Po chwili jednak oprzytomniał i z dziwnym błyskiem w oczach, dodał:
             - No wiesz, ale ja przynajmniej się nie rozpłakałem, kiedy zobaczyłem Bezgłowego Nicka.
             - Miałam jedenaście lat, kretynie! – twarz Dorcas stała się purpurowa ze złości.
             - Cóż za odkrycie! – prychnął, wchodząc do jednego z powozów.
             Reszta towarzystwa poszła w jego ślady i już po chwili byli prowadzeni przez niewidzialne testrale, o których dowiedzieli się od wszechwiedzącej Lilki.
***
             Wielka Sala była jednym z tych najwspanialszych pomieszczeń w Hogwarcie, zaraz  obok Łazienki Prefektów i Domów Wspólnych. Rozświetlały ją tysiące świec, które swobodnie unosiły się nad czteroma stołami, z których każdy należał do poszczególnego Domu. U szczytu Sali mieścił się ostatni, piąty stół, który przynależał do nauczycieli. Po środku stało wielkie, królewskie wręcz krzesło, na którym siedział dyrektor Hogwartu – Albus Dumbledore.
             Po paru minutach większość uczniów siedziała już przy swoich stołach, rozprawiając beztrosko o minionych wakacjach. Brakowało jedynie pierwszorocznych, którzy już po chwili zawitali w Sali. Słyszano wśród nich piski, ciche szepty i głośne zaczerpnięcia powietrza. Co roku przybywało nowych uczniów, ale reakcja na widok tego pomieszczenia było zaskakująco jednakowa. Większość małych głów było poderwanych do góry, by z zdumieniem obserwować Zaczarowane Sklepienie, które wyglądało jak prawdziwe nocne niebo.
             Tiara Przydziału zaśpiewała swoją nową pieśń i nim minęło trzydzieści minut, każdy pierwszoroczny był już przydzielony do odpowiedniego Domu.
              - Chodzę do tej szkoły już od siedmiu lat, a wciąż nie mogę się nadziwić pięknem tego miejsca – westchnęła rozmarzona Lily.
              Eva chciała jej coś odpowiedzieć, lecz w tym samym czasie powstał dyrektor. Wszystkie rozmowy ucichły, a uczniowie z uśmiechami na ustach czekali na jego przemówienie.
              - Witam starych i nowych uczniów Hogwartu! – zagrzmiał donośnie, uśmiechając się dobrotliwie. – Nowy rok szkolny, a więc nowe egzaminy, trolle, wycieczki do Zakazanego Lasu – w tym momencie spojrzał znacząco na Huncwotów, którzy wyszczerzyli się do niego jak głupi. – No i oczywiście nowe szlabany, których przecież nigdy nie brakuje! Ale teraz nie czas na zajmowanie się takimi błahymi sprawami. Życzę wam smacznego i obyście się nażarli do syta! – usiadł zadowolony, żegnany oklaskami i wiwatami.
              Na stołach pojawiły się w mgnieniu oka potrawy, o których nawet najlepsza pani domu mogłaby tylko pomarzyć. Kurczaki, ziemniaki, surówki, sok dyniowy i Merlin jeden wie co jeszcze… Ciężko było przebić uczty w Hogwarcie. Nawet największy smakosz znalazłby coś, co trafiłoby w jego smak.
               Po niemalże godzinie pojawiły się desery. Nie brakowało tam niczego. Babki, babeczki, ciasteczka ( kruche i nadziewane), ciasta, lukrecje… Każda cukiernia mugoli mogłaby im pozazdrościć!
               - Kocham jedzenie w Hogwardzie… - mruknął Peter, z zadowoleniem głaszcząc swój brzuch.
               - ‘A ‘eż! – powiedział Syriusz z buzią pełną ciepłej szarlotki.
               Lily otworzyła usta z zamiarem upomnienia Blacka, że nie znajdują się w chlewie a on nie jest w psiej postaci, lecz zrezygnowała z tego pomysłu, widząc jak chłopak ładuje sobie na talerz kolejną porcję ciasta.
               - Dorc, co powiesz na ten pyszny budyń z truskawkami?
               - Nie.
               - A na ten placek z jagodami? – James podsunął jej tackę praktycznie pod nos.
               - Mówiłam, że nie.
               - Hmmm, no to może tą…
               - Potter – wycedziła – jeśli wydaje ci się, że unikniesz wyszukanych tortur z mojej strony, to rozjaśnię twe wątpliwości w tempie natychmiastowym – pochyliła się nad stołem z morderczym błyskiem w oczach, na co James prowizorycznie odsunął się trochę dalej – nic z tego.
               Lily uśmiechnęła się mimowolnie i wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Remusem. Jeśli Potter chciał się wpakować w kłopoty, nie mógł wymyślić nic lepszego.
               Meadowes zajęła się z powrotem atakowaniem swojego deseru malinowego, jakby zamiast niego miała na talerzu głowę Jamesa.
***
               - Dorcas, nie uważasz, że trochę przesadzasz?
               - Nie! – krzyknęła, trzaskając drzwiami od łazienki, na co Eva lekko podskoczyła. - Nie pozwolę się obrażać jakiemuś niedorozwojowi, który nawet nie ma odwagi powiedzieć mi prosto w twarz tego, co o mnie myśli.
               - To tylko głupi… - Blondynka urwała w połowie zdania, napotykając piorunujące spojrzenie Meadowes.
               - Głupi z pewnością. Wycisnę od Jamesa, kto to jest i odeślę kolesia do Św. Munga – powiedziała to z taką pewnością siebie, że Evans i Wantson, znając jej możliwości, zaczęły się z lekka niepokoić.
               - Ok. Zostawmy przekonywanie cię, że to bez sensu. Naprawdę nie podejrzewasz, kto mógłby ci to wysłać? – spytała Lily, kładąc się na łóżku.
               - Cóż, jeśli myślisz o Syriuszu…
               - Bingo – mruknęła Eva, wyjmując kolejną parę butów.
               - …to jesteś w błędzie.
               - Czemu? Pasuje inicjał – zignorowała sarkastyczne prychnięcie – no i dziwnie się zachowywał w pociągu. Na początku śmiał się jak wszyscy…
               - Cham!
               - … a potem dziwnie spoważniał i szybko przekierował całą sprawę na Jamesa.
               Dorcas wyprostowała się z wyrazem skupienia na twarzy, co wyglądało dość dziwnie w porównaniu z trzymaną przez nią czerwoną bielizną w jednej ręce i ręcznikiem kąpielowym w drugiej.
               - Nie – stwierdziła, stanowczo kręcąc głową. – Nie umie pisać wierszy, choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to dużym problemem. Po prostu to nie może być on.
               - To jak wytłumaczysz zachowanie w pociągu?
               Meadowes otworzyła usta i je równie szybko zamknęła, co Lily skomentowała uśmiechem czystej satysfakcji. W kącie pokoju Eva głośno westchnęła.
               - A nie pomyślałyście o trzeciej opcji?
               - Jakiej? – spytała Dorcas, zajęta tym razem upychaniem rzeczy w szafce.
               - No właś… Oh. – Evans aż usiadła na łóżku. – W sumie ta byłaby najbardziej prawdopodobna. Czyli moja teoria wzięła w łeb.
               - Co?
               - Dorc, pomyśl trochę.
               - Jak mam niby myśleć, skoro na półkę wchodzi mi o cztery sukienki mniej niż zeszłego roku a ja nie pamiętam zaklęcia upychającego?! – Jakby w odpowiedzi na to dramatyczne wyznanie na podłogę spadło parę ubrań.
               Rudowłosa jedynie przekręciła oczami z dezaprobatą. Machnęła różdżką i wszystkie ciuchy Meadowes same ułożyły się w idealnych kupkach.
               - Mówiłam, że zaklęcia z gospodarstwa domowego…
               - Tak, tak. Powiedz o co wam chodzi. Dzięki.
               - Eva, ja nie mam siły, mogłabyś?
               Blondynka uśmiechnęła się lekko.
               - Moim zdaniem Syriusz by czegoś takiego nie napisał, to nie w jego stylu. Poza tym, gdyby to była jego sprawka, nie wyglądałby na zaskoczonego podpisem. Ktoś go wrobił.
               - Czyli wracamy do punktu wyjścia. – Meadowes rzuciła się na swoją kołdrę. – Nie ważne. Padam. I tak dorwę imbecyla, kwestia czasu. A kiedy go dopadnę… - sadystyczny uśmiech wykrzywił jej twarz, a potem zamknęła oczy i mruknęła coś w stylu „ Dobranoc”, co równie dobrze mogło znaczyć „Jest już martwy”.
***
               - Błagam cię, Syriusz, zostaw mnie w spokoju! – Krzyk Jamesa rozniósł się po całym dormitorium i gdyby nie fakt, że Remus rzucił „Muffliato”, już dawno ktoś by ich upomniał. Młodsi chłopcy, dziewczyny, obrazy… Wszyscy po kolei…
               - NIE, ty zasrana kupa gnoju! – warknął Łapa, rzucając na przyjaciela kolejne zaklęcie. Tym razem rozbity został wazon Artura Weasley’a. Na szczęście właściciel nie był do niego zbytnio przywiązany (prezent od babci na gwiazdkę). Poza tym starał się usnąć pośród rumoru, wrzasków i uroków odbijających się od ścian pokoju.
               - Nie sądziłem, że tak się wkurzy! – jęknął Potter, odparowując kolejne złowieszcze zaklęcie. I kolejne, i kolejne, i… o, znowu kolejne!
               - Przecież ją znasz, debilu! – odparł tamten, rzucając na Rogacza „Levicorpus”. Tym razem ofiara nie miała szczęścia i z krótkim krzykiem zawisła w powietrzu, szamocząc się jak nigdy.
               - P… puść m-h-nie! – zacharczał, robiąc się czerwony na twarzy.
               Syriusz jednak wpatrywał się w ten przezabawny widok z wyraźnym zadowoleniem.
               - Puszczę cię, jak powiesz Dorcas, że to ty wysłałeś ten list – mruknął ze złowieszczym uśmiechem, bawiąc się różdżką w ręku.
               - A-ale…
               - No chyba że wolisz tak wisieć do rana… Chłopaki, macie coś przeciwko temu? – spytał z błyskiem w oku, na co reszta towarzystwa, wyraźnie przestraszona, pokręciła energicznie głowami. Tylko Remus zdawał się ignorować całe zdarzenie i spokojnie czytał jakąś wielce-interesującą-książkę.
               - R-hemus – James naprawdę miał nadzieję, że przyjaciel zrozumie.
               Zrozumiał. Już po chwili okularnik znalazł się z powrotem na ziemi, dziękując w duchu za uczciwego druha.
               - Jest już późno – powiedział Lunatyk, patrząc znacząco na Huncwotów, jednocześnie odkładając różdżkę na stolik nocny. – Swoje kłótnie możecie przełożyć na jutro.
               - Ale…
               - Syriusz, daj spokój…
               - Napiszę do Evy list miłosny i podpiszę twoim imieniem, nazwiskiem i danymi osobowymi – warknął Black, wciąż patrząc na kaszlącego Jamesa. – Też będziesz to wtedy zlewał, Luniaczku?
               Remus skrzywił się, jakby wypił szklankę soku z cytryny.
               - Złe porównanie. James napisał jedynie inicjał. – Uchylił się przed kolejnym zaklęciem. – Poza tym, o ile mi wiadomo… - Zrobił dwuznaczną przerwę i niedbale odepchnął kolejny urok. - … ty nic nie czujesz do naszej kochanej Dorc. Prawda?
               - Nie. Musiałbym być skończonym idiotą i masochi…
               ŁUUUP! Black przeleciał przez połowę dormitorium i z impetem walnął w ścianę. James stał na drugim końcu, ciężko dysząc i powoli wlokąc się do swojego łóżka.
               - Należało… ci się… Za jeden… durny… podpis… Jak jakiegoś Ślizgona…
               Syriusz powoli zaczął się podnosić i sięgać po swoją różdżkę, bez wątpienia po to, aby oddać cios, gdy nagle Artur Weasley ( który starał się usnąć od godziny) wyskoczył ze swojego łóżka.
               - PROTEGO! - wrzasnął i niewidzialna ściana podzieliła komnatę na trzy części, oddzielając od siebie Blacka, Potter’a, Artura i Lupina. – JESZCZE JEDNO ZAKLĘCIE! – ryknął, z każdym słowem robiąc się bardziej czerwony na twarzy. – A PRZYSIĘGAM… ŻE…ŻE… - Weasley zamknął buzię i – grożąc pięścią na odchodne – z powrotem wskoczył do łóżka.
               Remus z ciężkim westchnieniem odłożył „Wilkołaki – historia prawdziwa” i usunął barierę, patrząc na Łapę wzrokiem daj-spokój-skopiesz-mu-tyłek-jutro. Tamten tylko legł na swoje posłanie, rozmasowując obolałą głowę.

1 komentarz:

  1. [SPAM]Chcesz przeżyć chwile bąbelkowej zabawy? Z Gassate jest to możliwe! Serdecznie zapraszamy wszystkich, którzy chcą ochłody w postaci jednego z naszych renomowanych Oceniających! Ocenialnia Gassate zaprasza również wszystkich chętnych do współpracy w ocenianiu :)
    Serdecznie pozdrawiamy,
    Załoga Ocenialni Gassate [http://gassate.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń