sobota, 15 września 2012

Rozdział II " Jakże miłe powitania"

             Pociąg był jak zawsze wypchany do granic możliwości, więc mały Peter musiał systematycznie rozpychać się łokciami i co chwilę przepraszać każdego, komu nadepnął na stopę, szatę lub cokolwiek innego. Obawiał się, że gdyby nie Remus idący przed nim, już dawno zostałby zgnieciony przez otaczających go uczniów. W pewnym momencie runął jak długi na ziemię, wydając coś pomiędzy piskiem a głośnym jękiem. Lupin natychmiast się zatrzymał i odwrócił.
             - Peter, co ci jest?
             - Nic. Potknąłem się o tą durną walizkę… - wymamrotał, podnosząc się na łokciach i wskazując na ogromny przedmiot leżący na środku korytarza. Brunet podał mu z uśmiechem rękę i odsunął przeszkodę na bok.
             - Patrz pod nogi, ja będę dalej torował przejście. Tłok jeszcze większy niż rok temu. Trzeba znaleźć dziewczyny, Eva mówiła, że zajmą nam przedział… Hej, może to ten? – wskazał na drzwi zasłonięte grubymi zasłonami. Wydobywały się z nich jakieś dzikie wrzaski. Otworzył je i od razu tego pożałował, bo musiał uniknąć gradu latających czekoladowych żab, które wydostały się na zewnątrz przedziału, uderzając każdego z pasażerów w różnorakie części ciała. Remus szybko zamknął drzwi.
             - Nie, to chyba jednak nie one… Przepraszam, muszę przejść… Przepraszam… Jestem prefektem, przepraszam!... Mały, korytarz jest do przechodzenia, tu się nie kładzie na popołudniową drzemkę. - Jakiś pierwszoklasista zrobił urażoną minę, po czym pokazał język i ostentacyjnie zniknął w najbliższym przedziale. Lupin tylko pokręcił głową.
             - Peter, czy my też się tak darliśmy i rozkładaliśmy gdzie popadnie, kiedy mieliśmy 11 lat?
             - Wiesz, Remusie, właściwie, to James i Syriusz ciągle to robią…
             - Masz całkowitą rację – potwierdził Lunatyk, śmiejąc się głośno. – Masz całkowitą rację…
             Wodniste oczka spojrzały w górę z satysfakcją. Rzadko udawało mu się rozśmieszyć Remusa, szczególnie ostatnio, dlatego poczuł się wyjątkowo dumny ze swojego osiągnięcia. Mimo zmęczonej twarzy i potarganych włosów, Lupin wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Zawsze tak było, kiedy miał się spotkać z przyjaciółmi. Peter także się cieszył. Dokładnie wiedział ile zawdzięcza pozostałym Huncwotom. Gdyby nie przyjaźń Syriusza, Jamesa i tego wysokiego bruneta, który właśnie torował im drogę, dalej byłby tylko małym, niezdarnym i ślamazarnym dzieciakiem z Gryffindor’u. Jak udało mu się ją zdobyć - sam nie wiedział, ale był z niej bardzo zadowolony. Czasem wydawała mu się ona najkorzystniejszą transakcją w jego całym dotychczasowym życiu.
             Skrzywił się lekko, że mógł w ogóle użyć takiego porównania. Przecież to byli jego kumple… Popatrzył znowu na Remusa i wzdychając lekko, ruszył za nim dalej.
                                                                       * * *
             - AŁA, Dorcas, zabieraj tą torbę!
             - No przepraszam bardzo, że muszę tu wgramolić swój kufer!
             - Dziewczyny…
             - Nie masz za co przepraszać, ale na przyszłość łaskawie uważaj, gdzie rzucasz swoją torebkę!
             - Dziewczyny…
             - Och, czyżbym zraniła twój ogromny mózg? Tak wielki, że zajmuje całą kanapę!
             - Jak śmiesz…
             - DZIEWCZYNY!
             - CZEGO?! – wrzasnęły jednocześnie na Bogu ducha winną Evę, która w końcu straciła resztki cierpliwości.
             - Torujecie przejście dla reszty uczniów – odparła spokojnie, siadając przy oknie.
            Pierwsza zareagowała Lily. Natychmiast wstała z siedzenia i pomogła Meadowes przedostać kufer przez wąski próg, dzięki czemu kolejka zaczęła się powoli ruszać. Wciąż patrzyły na siebie spode łba, ale przynajmniej problem walizki był załatwiony; reszta była mniej ważna.
            - Remus, a jeśli je przeoczyliśmy? – usłyszały znajomy głos, a po chwili w drzwiach przedziału znaleźli się wykończeni chłopcy.
            - Wygląda na to, że jednak nie.
            - Hej! – na szyję Lupina rzuciła się Evans, która po chwili przytuliła także Petera. Tą samą czynność powtórzyły za nią dziewczyny.
            - Fajnie was znowu widzieć – rozpromieniła się Dorcas, kłótnię z Lily przemieszczając na drugi plan.
            - Was również nam…
            - NADCHODZIMY!
            Do przedziału wparowała dwójka najprzystojniejszych chłopaków z Gryffindoru. Nawet sama Eva musiała przyznać, że odczuwała lekki gorąc na ich widok. Nie było to nic wielkiego, zwykłe, dziewczęce odczucia. Kochała ich, ale jako przyjaciół; byli dla niej jak bracia, których nigdy nie miała. Bronili ją przed natrętnymi chłopcami, doradzali jej, byli jak rodzeństwo. Watson nie mogła sobie ich wyobrazić jako kogoś innego.
             - Lunatyk!
             - Rogacz!
             - Ekhem, przepraszam, że przeszkadzam wam w tym jakże rozczulającym przywitaniu, ale ja tu dźwigam dwa kufry! – sapnął czerwony z wysiłku Syriusz.
             James parsknął śmiechem, pomagając przyjacielowi wtaszczyć je na górne półki.
             - No, a teraz czekam na porządne przywitanie – rzekł, wyszczerzając zęby w jednym ze swoich zabójczych uśmiechów. Remus pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
             - Nigdy się nie zmienisz, prawda? – spytała Lily, podchodząc do niego i przytulając go po przyjacielsku.
             - Może kiedyś się zmienię – odparł Syriusz. - Ale na razie nie zamierzam. Życie jest na to zbyt krótkie, Lily. Tak poza tym pięknie wyglądasz, ale udaj, że tego nie słyszałaś, bo James gotów mnie zamordować za jakikolwiek komplement skierowany w twoją stronę… Och, Rogusiu, nie najeżaj się tak! – żachnął się, mrugając do Pottera, który nie mógł się zdecydować, czy być zażenowanym, zirytowanym czy po prostu rozbawionym, przez co miał dosyć dziwną minę. - Starych przyzwyczajeń nie sposób wyplenić. A teraz, Lily, daj szansę naszej jędzowatej piękności, na pewno czekała na to całe dwa miesiące…
             Meadowes zaśmiała się z niedowierzaniem i kpiną, po czym przechyliła lekko głowę, jakby myślała o jakimś figlu. Bardzo powoli podeszła do Blacka i kiedy ten już wyciągał ręce aby ją objąć, uskoczyła na bok i, unosząc wysoko głowę, podała mu wyprostowaną rękę.
             - Witaj, mój drogi przyjacielu Syriuszu – James głośno parsknął. - Masz rację, czekałam całe dwa miesiące aby móc uścisnąć ci rękę, jak starym kompanom nocnych wypraw przystało.
             - A miałaś się nie przyznawać! Skoro jednak jesteś taka oficjalna… - mruknął z przekąsem i błyskiem w oczach – to chyba powinienem się dostosować.
             Powoli pochylił się nad dłonią dziewczyny i złożył na niej pocałunek, który trwał trochę dłużej, niż by rzeczywiście przystało. James głośno zagwizdał, Remus spojrzał przenikliwie na Blacka, Eva zachichotała a Lily zaczęła klaskać i śmiać się do rozpuku. Dorcas jedynie mierzyła się z Syriuszem spojrzeniami przez krótką chwilę, po czym oboje zaśmiali się cicho i wyprostowali.
             - Czy mam cię teraz zaprosić do walca?
             - Obejdzie się. Szanuję swoje stopy, nie pozwolę ich deptać byle komu.
             - Już zapomniałem jaka jesteś miła i kulturalna….
             - A ty za to…
             - Syriuszu zapomniałeś chyba o mnie? – Eva bynajmniej nie czuła się bardzo poszkodowana tą sytuacją, ale wyczuwając początek ostrej wymiany zdań między wysoką szatynką a Blackiem, wolała skupić jego uwagę.
             - Ja? O tobie? – spytał z udawanym zdziwieniem, natychmiastowo przygarniając do siebie blondynkę. – Prędzej James zapomni o swoich gaciach! A nie, to faktycznie się już wydarzyło…
             Lily nie wiedziała co było śmieszniejsze: nadęte policzki Syriusza, który z wielkim trudem powstrzymywał się od śmiechu, czy czerwony ze złości Potter? Obie opcje były zaskakująco zabawne i nim minęły dwie sekundy, w całym przedziale słychać było chichranie, które bynajmniej nie spodobało się okularnikowi.
             - Ej, byliśmy w pierwszej klasie, ja nie przespałem całej nocy i się spieszyłem! Poza tym, obiecałeś zachować to w tajemnicy, ty tłusty baranie!
             - Tłusty? Ja? – długowłosy zamrugał powiekami, patrząc na przyjaciela z szokiem. – JA? TŁUSTY? Odszczekaj to, bo…
             - Wybacz, stary, ale od szczekania to ty tu jesteś – odparł zgryźliwe Rogacz, zadowolony, że zdołał wkurzyć Blacka.
             Kolejne pół godziny chłopcy spędzili na ciągłym przekrzykiwaniu się, co powoli doprowadzało resztę towarzystwa do szewskiej pasji. Dorcas i Remus próbowali skupić się na grze w Szachy Czarodziejów, Peter na obserwowaniu ich, Lily na książce, a Eva, jak zwykle, bujała w obłokach.
              - Nie chcę być niemiła, ale minęło już półtorej godziny odkąd sprzeczacie się o to samo i ja już naprawdę mam tego dość – warknęła Meadowes, akcentując ostatnie słowa.
              - Właśnie, dalibyście spokój – zgodził się Pettigrew, wzrok mając utkwiony w szachownicy, która dzięki znakomitemu zaklęciu Lily, unosiła się swobodnie w powietrzu, obojętna na wszelkie drżenia, które od czasu do czasu pojawiały się w pociągu.
              Dorcas wpatrywała się w szachy przez krótką chwilę, a potem z dziwną nutką rozdrażnienia, powiedziała:
               - Dostałam list.
               - Też mi nowość – prychnął Syriusz, wiedząc doskonale o liczbie jej durnowatych adoratorów. Nigdy nie lubił o nich rozmawiać, denerwowało go to. I znowu dobry humor szlag trafił.
               - Ale ten jest szczególny.
               - To znaczy? – wtrąciła się Lily, zerkając na dziewczynę znad czytanej książki.
               - Był... zaskakująco obraźliwy.
               Chłopaki momentalnie spojrzeli po sobie, próbując zamaskować rozbawienie na ich twarzach.
               - I... jaka była jego treść? – spytał powoli James, dobierając ostrożnie słowa. Gdyby Meadowes dowiedziała się, że to ich sprawka, czekałaby ich gorsza kara niż szlaban u Filcha.
               - Och, sami spójrzcie – odparła z przekąsem, oddając w ręce Evy niewielką kopertę, która u góry była rozerwana.
               Dziewczyna z niewinnym zaciekawieniem wyjęła pięknie pachnącą kartkę, na której widniał wierszyk. Od razu zaczęła go czytać na głos tak, by i reszta towarzystwa mogła znać jego treść.
               - … i handluje takimi jak ty frajerkami! – dokończyła swą wypowiedź, po czym schowała list do koperty i oddała ją właścicielce.
               Meadowes naprawdę próbowała zignorować fakt, że cała paczka z trudem powstrzymywała się przed śmiechem.
               - Och, jesteście niemożliwi! Jak dorwę tego S., to przysięgam, że…
               - Co powiedziałaś? – roześmiany do tej pory Syriusz, spoważniał nagle.
               - Że jesteście niemożliwi…
               - Nie, nie to, to drugie!
               - No… że dorwę tego S…
               - S.? – spytał niedowierzająco, marszcząc ze złości brwi. – Jesteś pewna, że to nie E., I., A.?
               - Tak, jestem pewna, baranie, przecież umiem czytać!
               - Czy ty coś wiesz? – spytała podejrzliwie Lily, spostrzegając jego podenerwowanie.
               - Ależ nie! – odparł szybko, przybierając postawę rozbawionego chłoptasia. – Jakiś koleś zrobił sobie z ciebie jaja, Dorc. To nic wielkiego, nie ma się co tak rozgo…
               - Czy ty właśnie próbujesz mnie uspokoić, debilu? – warknęła, patrząc na niego wzrokiem mordercy.
               - Syriusz próbuje tylko powiedzieć, że to nic wielkiego – odparła szybko Eva, ratując chłopaka z opresji. Widziała wyraźnie, że coś ukrywał, ale skoro nie chciał się podzielić tajemnicą z przyjaciółmi, powinni go zostawić w spokoju.
               - Właśnie, Dorcas, zwykły żart – zgodziła się Evans, powracając wzrokiem do lektury.
               - Niech wam będzie. Ale ja tak łatwo nie odpuszczę! Ten cały S. zapłaci za swój mało zabawny żarcik.
               Black głośno przełknął ślinę, czując się co raz bardziej beznadziejnie. Pragnął już tylko zemsty na Huncwocie, który napisał inicjał Łapy. Po kolei lustrował wzrokiem każdego chłopaka. Już na początku wyeliminował Petera, który od samego początku nie pałał entuzjazmem do tego kawału. Potem przyglądał się Lunatykowi. Wydawał się tak samo zaskoczony podpisem, jak sam czarnowłosy. W jego oczach widział słowa „nie patrz na mnie, to nie ja”. Więc pozostał mu już tylko…
               - Ej, Dorcas, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to spytaj się Jamesa. Mówił mi przed wakacjami, że słyszał o jakimś śmiałku, który chciał ci wykręcić numer. Może to właśnie on ci to wysłał? – spytał, idealnie udając obojętnego.
               Wraz z tymi słowami, Rogacza zatkało. Spojrzał natychmiastowo na przyjaciela, którego kąciki ust ledwo zauważalnie były uniesione ku górze. Ten durny bałwan próbował go właśnie zgładzić!
                - Naprawdę?!
                Meadowes z prędkością światła znalazła się przy okularniku, któremu wyraźnie mina zrzedła.
                - Gadaj natychmiast co to za jeden!
                - Ale ja już nie…
                - Gadaj!
                - Mówię ci przecież, że nie…
                - Gadaj, ale już!
                - Dorc, ja naprawdę nie pamię…
                - GADAJ!
                - Ok, ok! To jakiś Ślizgon…
                - Ślizgon?
                - Ślizgon.
                - Oj, Rogacz, chyba kręcisz – mruknął Syriusz, udając zdegustowanego.
                - Jak to kręci? – zwróciła się w jego stronę szatynka, mając wzrok wygłodniałego zwierzęcia. I to w dodatku mięsożernego.
                - No bo przecież jak niby nasz kochany James miałby się dowiedzieć o czymś takim? Że niby to zrobił Ślizgon? Przecież żaden z Domów by mu tego nie powiedział! A z tego co wiem, to my nie mamy przyjaciół wśród Slytherina.
                - Racja… Potter, GADAJ, kogo kryjesz!
                - Dorcas, ja nikogo nie… AŁA, to boli… Dorc, to naprawdę jakieś… Kurde, zostaw moje włosy! Układałem je przez godzinę! Ała! Nie wyrywaj mi… DORCAS!

2 komentarze:

  1. Hahahaha, zakochałam się w tym rozdziale, dziewczyny! Mówię Wam, że teksty naprawdę są świetne, nigdy bym nie dała rady napisać czegoś podobnego! Co najlepsze? Najlepiej Wam wyszła kłótnia Jamesa i Syriusza, a potem Rogacza z Dorcas. Trzymajcie tak dalej! Jestem pod ogromnym wrażeniem, proszę szybciej następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Z góry z całego serca przepraszam za spam. Jeśli nie jesteś zainteresowana, po prostu zignoruj ten komentarz. Będę jednak bardzo szczęśliwa, jeśli chociaż rzucisz okiem. Może treść cię zainteresuje? :)

    Czy miałaś kiedyś wrażenie, że ktoś skutecznie chce ci utrudnić drogę do szczęścia? Że robi wszystko, by zatruć ci życie? Być może. Ale czy był to twój ojciec? Otóż to. Melissa de Fines wyjeżdża z Lyon do Paryża, by odetchnąć od atmosfery panującej w domu. Planuje spędzić wakacje w mieście miłości, by spełnić swoje marzenia i znaleźć kogoś, kto ją pokocha. I już pierwsza noc spędzona tam, przynosi jej wiele doznań. Według niej, była to jednorazowa przygoda i przelotna znajomość z dwudziestosiedmioletnim Victorem. Jednak ich drogi przetną się jeszcze wiele razy.
    http://prawdziwe-odbicie.blogspot.com/

    Z góry bardzo dziękuję za wstąpienie na bloga. Liczę, że treść cię zaciekawi i jeszcze raz przepraszam za spam. ♥

    OdpowiedzUsuń